16:21

Typowy (konkurs skoków narciarskich)

fot. zakopane.naszemiasto.pl
Przecież to nie żadna tajemnica, że konkursy bywają ciekawe, podnoszące ciśnienie, przepełnione momentami aż proszącymi się o zrobienie z nich gifa...ale też niesprawiedliwe, denerwujące i takie, że aż się chce kląć. Niezależnie od tego, z jakiego powodu włączacie transmisję jednego z nich - może zamierzacie żywo kibicować któremuś skoczkowi, może jesteście ciekawe wyniku, a może po prostu macie ochotę popatrzeć na skoczków oczekujących na swoje skoki i puszczających samoloty z papieru -

- ale choćbyście bardzo mocno się starały, nigdy nie powstrzymacie swoich podjudzonych emocji i szybciej bijącego serca. Szczególnie w pewnych momentach, które chyba przejdą do historii skoków, na przykład Simi oczekujący na swój start (czy może raczej robiący sobie setny "wypad" na belkę)


fot. watson.ch
albo Gregor serdecznie dziękujący jury za wspaniały wiatr, który mógł mu przynieść jedynie cudowne rezultaty.
(@me to all the haters)
No ale wiecie przecież, że Typowy Konkurs Pucharu Świata nie obyłby się bez takich ekscesów. Zawsze ktoś musi ucierpieć, ktoś być potraktowany nie fair.

Kojarzycie jeszcze ten pamiętny konkurs na (nie) normalnej skoczni podczas Zimowych Igrzysk Olimpijskich w PiździongCzangu PyeongChangu? I kojarzycie ten ból wszystkich (a przynajmniej tych normalnych) Polaków, kiedy Kamil i Stefan otarli się o podium o włos (z wąsa Johanssona)?

I'm not crying, YOU ARE!
I kojarzycie te wszystkie teorie spiskowe, te wszystkie dywagacje, wyliczenia, które miały określić, czemu na to podium nie wskoczyli, jakim cudem to się tak potoczyło? To jest właśnie idealny przykład konkursu skoków, który często pozostawia nas niespokojnych z kalkulatorem w ręku, obliczających prędkość wiatru na skoczni i kąt zadarcia nart zawodnika i mnożących to przez sumę pieniędzy, jaką zapewne koniec końców otrzyma nie kto inny jak Kamil Stoch.

Ale to nie wszystko. Żaden konkurs nie odbyłby się bez uwielbianych przez wszystkich i tak długo wyczekiwanych momentów-perełek (które, a propo, zawsze pojawią się, gdy akurat wyjdziecie do łazienki albo na chwilę zmienicie przeglądaną kartę na laptopie). Do dziś nie zapomnę Domena aka Demona aka Prevca vol. 3, który zajadał się smacznym pomidorkiem, podczas gdy na skoczni rozgrywał się prawdziwy armagedon (w sumie nie mam pojęcia, co się na niej rozgrywało, ale "armagedon" pasuje w większości sytuacji, no i brzmi jakoś tak groźnie).

fot. zczuba.sport.pl

Warto tu dołączyć typowe, konkursowe rytuały skoczków, jak na przykład rzekome cheaty Danielka:


Może on po prostu ma problemy z błędnikiem i sprawdza równowagę, hę?
Albo Markusa...robiącego właściwie to, co Markus lubi najbardziej:



Ale cóż to byłby za konkurs, gdyby ukochany, dobrotliwy, utalentowany, przecudowny Pan Realizator (Oda do Realizatora by Szaranowicz by się przydała) nie machnąłby nam paru ujęć skoczków w pomieszczeniu przeznaczonym do oczekiwania na skok? Żaden konkurs nie może być nazwany konkursem, jeśli nie dostaniemy solidnej dawki zawodników "zza kulis", na przykład Piotrka Żyły będącego Piotrkiem Żyłą (tak jak wyżej wspomniany Markus jest Markusem):


A już najlepsze są reakcje skoczków na skoki oddane przez ich kolegów lub może i wrogów, ale nie wdawajmy się w szczegóły:






Żeby nie było tak kolorowo, wracamy do początku, kiedy to wspominałam o wiecznej niesprawiedliwości opisywanych przeze mnie konkursów w skokach narciarskich, których typowość odzwierciedla się między innymi w typowości zachowań jury - tego wspaniałego, cudownego (prawie jak Pan Realizator), wszechwiedzącego jury, które zawsze tak równo traktuje zawodników (no chyba że są Norwegami), które stara się wystartować każdego w zbliżonych warunkach (no chyba że zagraża Norwegom); które tak dba o to, by konkurs się nie przedłużał, by nikt nie marznął, by belka za długo nie była ta sama, bo przecież może się znudzić...
Czujecie ten sarkazm? Jeśli nie, to zawarłam go tu mentalnie. 
Ale cóż, jak wiemy nic nie jest idealne i nikt nie jest nieomylny (no chyba że Waltah aka Bóg Wiatru aka the sexiest man in a ski jumping world), bo akurat on zawsze ma rację i bez niego, tak a propo, oraz jego ciężkiej, mozolnej pracy również żaden Typowy Konkurs Pucharu Świata odbyć by się nie mógł!


A skoro zbliżamy się do końca postu, to wspomnijmy też o końcu każdego z konkursów, które nie mógłby wyglądać inaczej niż tak, jak na gifach poniżej:







Urocze przytulasy, wszechobecne gratulacje i swoisty wysyp nowych shipów. Moi drodzy, przecież to w ten sposób narodziło się większość naszych ulubionych par typu Proch czy Stollinger. I również w ten sposób za każdym razem potwierdzają się słowa, że skoki to jedna z najlepszych, najpiękniejszych, pozbawionych niezdrowej rywalizacji dyscyplin, która poza tym pokazuje nam, że Ski Jumping Family to nie tylko my - fani, ale też skoczkowie, którzy nawiązują przyjaźnie, mieszkając na różnych krańcach świata.
Skoro zrobiło się tak nastrojowo i melancholijnie, na pożegnanie wspomnę jeszcze o czymś, bez czego nigdy nie przebiegł chyba żaden konkurs. Emocje, emocje i jeszcze raz emocje. Takich chwil się nie zapomina:




W każdym razie, chyba wszyscy zgodzą się, że bez tego, co się tu znalazło, ale i bez tego, czego nie zawarłam (bo mam sklerozę albo dopadło mnie lenistwo) nie potrafimy wyobrazić sobie prawdziwego (typowego) konkursu skoków narciarskich. Bo jeśli czegoś zabraknie...prawdopodobnie powstał istny, wyżej wspomniany armagedon (albo FIS znowu zmienia przepisy). :')

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Gate No. 18 , Blogger